Rodzice przedszkolaków chętnie opowiadają o tym, jak ich pociechy pomagają w domu. Często oznacza to włączenie się w sprzątanie po zabawie albo samodzielne ubranie się. Dorośli są dumni ze swoich „małych pomocników”. Z czasem o dopasowanych do wieku dziecka obowiązkach w domu mówi się coraz mniej – najważniejsza jest nauka. Czy samo „pomaganie” wystarczy? Wychowanie dziecka
Myślę, że większość rodziców na pytanie:
„Po co wychowujemy swoje dziecko?” odpowiedziałaby:
„Żeby było szczęśliwe i odniosło w życiu sukces”. To zupełnie naturalne, że chcemy jak najlepszej przyszłości dla swojej pociechy. Jednak samo pragnienie nie wystarczy – konieczne jest działanie. Oczywiście każdy musi sam przeżyć swoje życie. Czy mamy wobec tego wpływ na to, jak będzie wyglądać przyszłość naszego dziecka? Tak – możemy oddziaływać na nie, aby wyposażyć je w podstawowe kompetencje niezbędne do osiągnięcia sukcesu:
samodzielność, odpowiedzialność, wytrwałość, nastawienie na współpracę, budowanie i utrzymanie relacji, asertywność, empatię, szacunek dla innych ludzi, gotowość do działania i otwartość na zmiany. Dobrym punktem wyjścia do tych rozważań może być temat porządku w dziecięcym pokoju. Wielu rodziców obserwując nastolatka, ma wrażenie, że ich pociecha traktuje wszystko, co jest wokół niego, jak oczywistość. Wychodząc do szkoły, dziecko zapomina o leżących na podłodze czy krześle ubraniach, gromadzi śmieci w koszu pod biurkiem i obok niego, zostawia pościel w nieładzie. Tak wygląda pokój, gdy uczeń wychodzi do szkoły. Natomiast gdy wraca, wszystko jest na swoim miejscu, śmieci zostały wyniesione, podłoga jest czysta. I tak codziennie, niezmiennie, przez lata. Dlaczego dziecko ma podejmować wysiłek i coś zmieniać, jeśli taki stan jest przyjemny i korzystny dla niego?
![a_jak_nie_byc_sluzacym_LR_graf_1.jpg](https://files.librus.pl/art/24/03/1/a_jak_nie_byc_sluzacym_LR_graf_1.jpg)
Ważny jest udział, a nie samo pomaganie
Gdy małe dziecko po skończonej zabawie wkłada nieporadnie kilka klocków do pudełka, słyszy:
„Jak pięknie pomagasz!”. „Ale mam pomocnika!” – mówi uśmiechnięta mama do swojej córki ubranej w fartuszek, która wycina foremką ciasteczka świąteczne.
Potem następują kolejne sytuacje, w których dziecko stopniowo utwierdza się w przekonaniu, że
kiedy „pomaga” podejmując drobne działania, wszyscy wokół są zadowoleni. Rodzice chwalą je za samodzielność. „Pięknie się ubrałeś” – mówi tata do przedszkolaka. „O, już odrobione lekcje! Super!” – zachwyca się mama ośmiolatki. Rozmowy coraz częściej dotyczą czasu dzielonego pomiędzy przyjemności oraz naukę, którą i rodzice, i dzieci postrzegają jako jedyny obowiązek” dziecka.
„Jak skończysz lekcje, możesz pograć na komputerze!”, „Najpierw lekcje, a potem możesz iść do Ali!”. A gdybyśmy wyłączyli nasze rodzicielskie emocje i spojrzeli na taką rodzinną rzeczywistość z boku? Nasze dzieci są członkami rodziny, która żyje w określonych realiach. Podłogi „nie myją się same”, naczynia „nie wchodzą” do zmywarki, ubrania „nie piorą się”. Można te czynności wyliczać bez końca. I nie ma znaczenia, czy oboje rodzice pracują zawodowo, czy też jedno z nich zajmuje się domem. To ważne, aby każdy członek rodziny miał swój udział w tym, co dzieje się w domu.
W tym miejscu dochodzimy do tego, co najważniejsze w wyposażaniu dzieci w kompetencje, które w przyszłość zadecydują o ich szczęściu i sukcesie. Każdy powinien móc powiedzieć:
„Jestem członkiem rodziny i czuje się odpowiedzialny za…” – i w zależności od wieku, wymienić dopasowane do możliwości obowiązki. Może to być utrzymanie porządku w swoim pokoju, wyprowadzanie psa, czyszczenie kuwety kota, wypakowanie naczyń ze zmywarki, odkurzanie podłóg itd. Dajmy szansę dzieciom pomyśleć:
„Biorę udział w tym, co dzieje się w domu…” – w przygotowaniu posiłków, wspólnych porządkach, zakupach, remontach itd.
Dlaczego wpadamy w pułapkę bycia służącymi swoich dzieci
Myślę, że powodów, dla których stajemy się służącymi swoich dzieci może być kilka.
1.
Stereotypowa rola matki i ojca – utrwalana w literaturze, sztuce, tradycji. Trudno się z niej wyzwolić, jest zakorzeniona w historii i tradycji.
2.
Przyzwyczajanie się do tej roli i trwanie w niej – bez zauważania, że dziecko dorosło już do wzięcia odpowiedzialności za coś więcej niż sprzątnięcie klocków po wieczornej zabawie. I tak dziesięciolatek oglądający film woła:
„Pić mi się chce!” – mama już podaje.
„Głodny jestem jak wilk!” – nastolatek wpada jak burza do kuchni, gdzie już czeka talerz z parującą zupą. Hasło:
„Gdzie są moje czarne legginsy?”, skutkuje tym, że rodzic przekłada ubrania w szafce w poszukiwaniu żądanej części odzieży.
3.
„Bo ja lepiej i szybciej sam(-a) to zrobię” – a kiedy nadejdzie moment, w którym dziecko będzie mogło się nauczyć samodzielności i odpowiedzialności? Może teraz wykona zadanie wolniej, ale kiedyś osiągnie tempo takie, jak Twoje. Nie gorzej, a tylko inaczej. Jeśli nieperfekcyjnie, to wystarczająco dobrze?
4.
„Przecież to niebezpieczne” – rzeczy i sytuacje nie przestaną być ryzykowne tylko dlatego, że dziecko będzie ich unikać Naucz korzystania z narzędzi i sprzętów w sposób bezpieczny. Noże są ostre i skaleczeniu ulegają także dorośli. Bądź blisko, ale pozwól działać.
5.
Błędne rozumienie sukcesu dziecka – skupienie się wyłącznie na nauce w szkole, zapominanie, że samo wykształcenie i wiedza są niewystarczające. Do osiągania ponadprzeciętnych wyników potrzebne są przede wszystkim kompetencje osobiste, a wśród nich: samodzielność, odpowiedzialność, współpraca i szacunek dla innych.
6.
Przekonanie, że „nie chcę, by moje dziecko miało tak, jak ja” – jeśli rzeczywiście tego chcesz, daj dziecku możliwość ćwiczenia tych umiejętności, które zabezpieczą je przed powielaniem destrukcyjnych schematów funkcjonowania.
7.
Chęć wynagrodzenia dziecku domniemanych krzywd, jakie doświadczyło – np. tego, że choruje, jest dotknięte jakimś zaburzeniem rozwojowym lub niepełnosprawnością. Każdy człowiek ma prawo do przeżywania życia na swój sposób i osiągania takich celów, jakie dla niego są ważne. Ale najpierw musi nauczyć się podstaw, aby sukces był możliwy.
Kiedy zacząć zmiany w wychowaniu
Kiedy najlepiej wprowadzić zmiany w wychowaniu? Wczoraj, a najpóźniej – dzisiaj. Kształtowanie kompetencji osobistych to długotrwały proces, a jeśli dzieci wyćwiczyły fałszywie korzystne dla nich postawy i traktują rodziców jak służących odpowiedzialnych za wszystkie aspekty ich komfortowego życia, to będzie to jeszcze trudniejsze i czasochłonne. Ale warto, bo sprawa dotyczy szczęścia i sukcesu dzieci. Do dzieła! Powodzenia!
Maria Tuchowska Nauczyciel dyplomowany, polonista i teolog. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi i młodzieżą w placówkach integracyjnych różnego poziomu, edukator, coach, przeprowadziła ok. 600 szkoleń z zakresu kompetencji psychospołecznych nauczycieli, prawa oświatowego, pracy z dziećmi i młodzieżą z różnego typu zaburzeniami. Specjalizuje się również w tematyce dotyczącej zagadnień związanych z obecnością rodziców w szkole.