Co zamiast sprawdzianu?

Koniec semestru w wielu szkołach oznaczał prawdziwe szaleństwo. Nauczyciele prześcigali się, żeby nadrobić ewentualne braki w ocenach (wprawdzie Prawo Oświatowe w żadnym miejscu nie precyzuje, co oznacza termin „systematyczne ocenianie”, ale już statuty szkół zwykle zawierają zapisy wymagające od nauczycieli stawiania przynajmniej jednej oceny w miesiącu). Uczniowie nie mniej aktywnie zabiegali, żeby co nieco poprawić. W praktyce oznaczało to niekończące się sprawdziany, kartkówki, testy…

Uczniowie w obliczu nagromadzenia sprawdzianów

Jak uczniowie sobie z tym radzili? Różnie – bo ilu uczniów tyle pomysłów. Niektórzy po prostu się uczyli, chociażby i znaną już ich dziadkom metodą „zdać, zakuć, zapomnieć”. Inni sięgali po sprawdzone sposoby ściągania, jak zeszyt na kolanach czy niby przypadkowe zerknięcie do kolegi. Jeszcze inni pomagali sobie nowoczesną technologią: ściągali gotowe testy ze stron wydawnictw, wkładali do uszu mikrosłuchawki, korzystali ze specjalnych długopisów z miejscem na ściągi.

Nauczyciele w większości o tym wszystkim wiedzą i nie chcą brać udziału w ocenianiu umiejętności „sprytnego oszukania szkolnego systemu”. Do tego mają świadomość, że wszechobecna „testoza” uczy głównie wpisania się w wymyślony przez kogoś klucz. A przecież my jako nauczyciele nie jesteśmy tylko klucznikami. Jesteśmy kreatywni. Lubimy, gdy nasi uczniowie współpracują. Chcemy kształcić w nich kompetencje przyszłości, a taką jest chociażby proaktywne i kolektywne poszukiwanie rozwiązań. Dlatego w pokojach nauczycielskich coraz częściej słychać głosy:

„Chcemy sprawdzać wiedzę uczniów. Nowocześnie, z duchem czasu – i zgodnie z własną wiedzą i intuicją”.

Jak to robić? A gdyby tak początek nowego semestru ogłosić początkiem nowego podejścia do sprawdzania wiedzy? Bez czystych kartek z miejscami na wpisanie gotowych odpowiedzi. A zamiast tego…

Co zamiast klasówki?

  • Przygotowanie gier na podstawie przeczytanej lektury albo działu z geografii czy biologii. Grę oczywiście przygotować powinni uczniowie, a nie nauczyciel. Dobrze opracowana gra planszowa wymaga znajomości treści programowych (do których zawsze można podczas pracy sięgnąć, bo tak działa współczesny świat i tego też jako nauczyciele powinniśmy uczyć – zamiast bezmyślnego wkuwania umiejętności sięgania do źródeł). Do tego jej tworzenie, szczególnie jeśli stanowi pracę zespołową, to okazja do ćwiczenia kompetencji miękkich – tak przydatnych w dorosłym życiu – i zadzierzgania więzi, które stanowią piętę Achillesową wielu klas.
  • Flipped classroom, czyli metoda odwróconej lekcji. Kiedy to uczeń, a nie nauczyciel musi przygotować trudne zagadnienie na fizykę czy chemię, ćwiczenia praktyczne do niego albo quizy interaktywne, nieomal pewnym jest, że tego działu już nie zapomni.
  • Projekt wymagający zastosowania wiedzy z lekcji. Idealnym byłoby, gdyby projekt łączył (w duchu STEM) zagadnienia z kilku przedmiotów. Pisanie listu po angielsku do naukowców z NASA? Opracowywanie ulotek, jak zachować się na dworze królewskim – oczywiście w języku Szekspira? Limit stanowi tu tylko wyobraźnia nauczyciela i uczniów, bo dobry projekt wymaga zaangażowania nie tylko pedagoga. Doskonałym pomysłem jest tu skorzystanie z platformy projektów międzynarodowych eTwinning, gdzie można znaleźć zarówno partnerów do działania z całej Europy, jak i gotowe scenariusze i pomysły na to, jak zacząć.
  • (Kontrolowany) hazard w klasie. Dzielę uczniów na 3-4 osobowe grupy. Każdej grupie przyznaję po wirtualne 200 zł. Na tablicy wyświetlam zdania, np. sprawdzające znajomość czasowników modalnych. Uczniowie w grupach decydują, czy zdanie jest poprawne i na ile wyceniają swoją odpowiedź. Oczywiście jeśli jest poprawna, dostają tę kwotę. Jeśli nie – od ich stanu konta kwotę się odejmuje. Sprawdzałam tak wiedzę z wielu działów i uważam, że to doskonała metoda, bo uczy współpracy, a uczniowie lepiej poznają zagadnienie, gdyż motywacja finansowa zachęca ich do długich dyskusji w grupach nad każdym zdaniem.
  • Gry, gry i jeszcze raz gry. I to nie tylko quizy online na platformach takich jak Kahoot czy Quizziz, choć te oczywiście nie są złe. Szczególnie jeśli układają je dla kolegów sami uczniowie. ale mózg lubi ruch. Dlatego zamiast tworzyć kolejne płachty z zadaniami, nad którymi uczniowie mają ślęczeć 45 minut, warto te same płachty powiesić na ścianach (lub nawet „zakląć” QR kodami). Dzielimy uczniów na dwie drużyny (można do tego wykorzystać aplikację Picker Wheel) i ustawiamy w rzędach. Uczniowie podchodzą (a w praktyce, w ferworze gry, zwykle podbiegają☺) do wybranego przez siebie zadania, rozwiązują je i, jeśli rozwiązanie jest poprawne, przekazują pałeczkę kolejnej osobie z drużyny - jak w klasycznej sztafecie. Jeśli błędne, kolejny uczeń z drużyny może je poprawić (i wtedy nie losuje zadania dla siebie). Oczywiście teoretycznie wygrywa drużyna, która najszybciej rozwiąże swoje zadania, ale w praktyce wygrywa każdy, bo uczniowie utrwalają treści, na utrwaleniu których zależało nauczycielowi.
  • Roleplay games, czyli minidramy. Choć stosowane są głównie przez językowców, sprawdzą się na większości przedmiotów.
A gdyby tak zamiast kolejnej kartki z tabelą procentową zabrać uczniów do banku i poprosić, żeby policzyli, ile kosztowałby ich kredyt, który jest oprocentowany na 19%? A do tego posłużyć się ogólnie dostępnymi folderami i ulotkami, które leżą na stolikach w każdej tego typu instytucji? Taką lekcję uczniowie na pewno zapamiętają na długo, a i my przekonamy się, z czym jeszcze nasi uczniowie mają problem.

A jeśli jednak test?

Czasami z różnych powodów decydujemy się na tradycyjny sprawdzian. Nie ma w tym nic złego. Lekcja to nie musi być show. Warto jednak znowu zadać sobie pytanie: „Po co to robię? Czy naprawdę chcę sprawdzić, czego NAUCZYŁAM uczniów, czy może w głębi duszy pragnę udowodnić im niewiedzę?”

Jeśli naprawdę zależy mi na sprawdzeniu, jak wykonałam swoją pracę (i ewentualnym uzupełnieniu tego, co się nie udało), doskonałym pomysłem może być wykorzystanie kilku tricków, które sprawią, że klasówka będzie dla uczniów wydarzeniem, przygodą, na którą czekają, a nie festiwalem nudy i stresu.
  • Czerwona kartka. Nauczyciel na początku lekcji przekazuje każdemu uczniowi czerwoną kartkę. Jej podniesienie oznacza: „Potrzebuję pomocy”. Pomoc może oznaczać zerknięcie do podręcznika, telefonu, zapytanie kolegi czy nawet ominięcie ćwiczenia. Często sama świadomość, że z takiej kartki można skorzystać, zdejmuje z uczniów część stresu i pomaga im lepiej uporać się z postawionym przed nimi zadaniem.
  • Pisanie klasówki w parach/grupach. Kilka razy stosowałam tę metodę w swoich klasach i muszę powiedzieć, że jestem jej fanką. Efekty przerosły moje oczekiwania! Uczniowie nie mogą korzystać z żadnych pomocy (typu słownik), ale mogą się konsultować między sobą. W praktyce wygląda to tak, że lepiej przygotowani uczniowie tłumaczą zawiłe zagadnienia gorzej przygotowanym i oczywiście obu stronom przynosi to wymierne korzyści.
  • Kartkówki sprawdzane przez uczniów sobie nawzajem. Tę metodę również często stosuję, bo po pierwsze ułatwia mi pracę, a po drugie uważam, że świetnie spełnia swoje zadanie. Uczniowie muszą uważnie wczytać się w pracę kolegi, dostrzec ewentualne błędy, niejednokrotnie zastanowić się, czy taka odpowiedź jest akceptowalna, co wymaga od nich refleksji i powtórzenia zagadnienia.

Jakiejkolwiek metody jako nauczyciele nie wybierzemy, pamiętajmy, czemu w ogóle chcemy sprawdzić wiedzę naszych uczniów. Żeby sprawdzić, czego jeszcze powinniśmy nauczyć, a nie wykazać, jak mało umieją.




Lilka Poncyliusz – Guranowska
Nauczycielka języka angielskiego w Szkole Podstawowej w Pruszkowie. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, miłośniczka i propagatorka szeroko pojętych mediów. Autorka dziesiątek materiałów metodycznych dla uczniów i nauczycieli i dwóch książek do nauki języka angielskiego oraz dwóch książek poświęconych skutecznej komunikacji. Egzaminator Okręgowej Komisji Egzminacyjnej w Warszawie; ambasador eTwinning w województwie mazowieckim.


Interesuje Cię ta tematyka? Przeczytaj również:

Najbardziej aktualne artykuły: