Boomer ma essę

Młodzieżowym Słowem Roku 2022 została „essa”. Nie będę ukrywała, że miałam essę, kiedy o tym usłyszałam, bo to słowo trafne, zabawne, bardzo popularne (w przeciwieństwie do „śpiulkolota” – Młodzieżowego Słowa Roku poprzedniego, co do którego wszyscy znani mi dorośli, w tym ludzie zawodowo zajmujący się językiem i mediami, kilka minut po ogłoszeniu wyników rzucili się do klawiatur, żeby sprawdzić, co to w ogóle znaczy). Nie pomagały też nastoletnie dzieci, bo nikt ze znanych mi nastolatków tego słowa nie używał. Z essą jest inaczej. Essa jest wszechobecna, a w szkole podstawowej trudno o sytuację, w której by nie występowała.

„Ale mam essę!” – krzyknął mój trzynastoletni syn (swoją drogą ku mojemu zaskoczeniu, bo nie miałam pojęcia, że publiczne występy sprawiają mu taką przyjemność), kiedy wyszedł na środek pewnego mazurskiego ośrodka, żeby wraz z kuzynem wykonać utwór hiphopowy na karaoke. Dorosła publiczność zareagowała na ten okrzyk pełnym entuzjazmu śmiechem. 

Wszyscy zrozumieli.

„Ile procent essy ma pani dzisiaj?” – pytają mnie co lekcja uczniowie pewnej szóstej klasy. I ja co lekcja odpowiadam im, że blisko stu, bo ich lubię i cieszę się, że spędzimy razem czas.

Nie obrażam się, że mówiąc do mnie, używają swojego kodu. Cieszę się, że ten kod rozumiem i że w pewnej mierze stanowi dla nas płaszczyznę porozumienia.

Co to znaczy „essa”? Definicja za internetową wersją Słownika Języka Polskiego PWN, 2022r.:
Essa to coś łatwego, co przychodzi łatwo dlatego, że jesteśmy wyluzowani (stąd wyrażenie „mieć essę”), luz. Często występuje jako okrzyk radości lub triumfu. Wykorzystywany jest jako ekspresja pozytywnych uczuć, a nawet pozdrowienie.

Dlaczego młodzi mają essę?

Język ewoluuje, a język młodych ludzi ewoluuje wyjątkowo szybko. W Wielkim Słowniku Ortograficznym PWN, który ukazał się w 2019 r. pojawiło się aż trzy tysiące nowych słów w porównaniu z poprzednią edycją. Wiele z nich było słowami, które przeniknęły do polszczyzny poprzez młodzieżową gwarę.

Trudno dziś znaleźć nastolatka, który nie wiedziałby, co to znaczy „lajkować” (post), co to znaczy, że nowa edycja gry jest „sztos” albo co chce wyrazić młody człowiek, który na dźwięk słów: „Wpisuję wam na czwartek sprawdzian”, krzyczy: „Masakra!” Przecież nie chodzi mu o dosłowne znaczenie tego słowa.

„Używanie gwary młodzieżowej wzmacnia więź środowiskową oraz przekonanie młodych ludzi o swojej wyjątkowości. Tworzą własny język, będący specyficznym kodem, aby pokazać, że jest niezrozumiały dla niewtajemniczonych. Pozwala też uniknąć kontroli dorosłych. Jest to pewien wyraz buntu młodych ludzi, a także ich niezależności. Język dostosowuje się także do rzeczywistości, w której przenika się świat realny z tym wirtualnym” – pisze Mateusz Groen w tekście „Łacina XXI wieku, czyli język współczesnej młodzieży”.

Z tych powodów, a więc aby podkreślić swoją odrębność, pewną unikalność, wielu młodych ludzi uważa pewne zachowania za „cringe” albo „cringowe” (a nie po prostu za „obciach”, jak mówili jeszcze ich rodzice, a nawet starsze rodzeństwo), a ci, którzy „nie mają psyche”, by coś zrobić mogą usłyszeć prześmiewcze: „Kto pytał?” albo zostać określeni jako „stypiarze” czy „boomerzy”.

Czy w szkole jest miejsce na essę?

Aby odpowiedzieć na to przewrotne pytanie, warto zajrzeć do klasyków. Friedemann Schultz von Thun (2001) stoi na stanowisku, że w każdej rozmowie zawarta jest treść (rzeczowa wypowiedź), a obok niej ujawnia się relacja między członkami rozmowy, ich cechy charakteru (chęć autoprezentacji) oraz próba wpłynięcia na rozmówcę, aby coś zrobił lub czegoś zaniechał.

Wynika więc z tego, że oprócz treści, jakie niewątpliwie przekazujemy jako nauczyciele, nasze wypowiedzi służą przede wszystkim budowaniu relacji z uczniami. W tym przez naszą autoprezentację i to, jakiego rejestru języka używamy na lekcji.

Ja osobiście jestem zdania, że na essę (byle nie nadużywaną!) czasami jest miejsce również w klasie szkolnej, o ile jej celem jest zbudowanie pomostu porozumienia między mną a uczniami, a nie pokazanie, jaki ze mnie „cool ziomal”, a tym samym uzurpatorską próbę wkroczenia w świat z natury rzeczy zarezerwowany dla młodych ludzi.

Przyznaję, że zdarza mi się w klasie pytać żartobliwie uczniów „Czy masz psychę podejść do tablicy i zrobić to zadanie?”. Z raz czy dwa powiedziałam też znienacka „Kto pytał?” i niby mimochodem mruknęłam, że nie rozumiem, co do mnie mówią, bo ja już nawet nie jestem boomerem, ale dziadersem.

Na te żartobliwe wstawki uczniowie zawsze reagowali bardzo dobrze. Oczywiście najpierw pojawiało się zaskoczenie („Skąd pani wie, co to znaczy?!”), a później pewnego rodzaju docenienie, wyrażające się co najmniej spontanicznym parsknięciem śmiechem i wyraźnym przejściem na inny (niższy) poziom stresu.

Twarze moich uczniów mówiły w tamtym momencie: „Ona chyba nic nam nie zrobi, skoro bez mrugnięcia okiem odpowiada na pytanie, ile ma procent essy”.

Kluczem jest umiar

Oczywiście moim celem nie jest zachęcanie w tej chwili wszystkich nauczycieli, żeby zaczęli mówić do swoich uczniów slangiem. Po pierwsze, nie wszyscy mamy do tego predyspozycje i takie zwroty naturalniej będą brzmiały w ustach młodego (również duchem) nauczyciela, który na co dzień słucha Maty (podobne jak jego uczniowie), niż starszego pana, który wpisuje uczniom uwagi za używanie wywodzącego się z gwary więziennej określenia kapusia „sześćdziesiona”.

Po drugie, język posługuje się różnymi rejestrami i my jako nauczyciele, chcemy tego czy nie, powinniśmy stanowić metr z Sèvres, jeśli chodzi o użycie rejestru formalnego i oficjalnego. W końcu spotkanie z uczniami w klasie szkolnej, choćby byli dla nas ukochanymi miśkami i choćbyśmy w głębi duszy traktowali ich jak własne dzieci, niewiele ma z założenia wspólnego z imieninową herbatką u cioci. Klasa szkolna to sytuacja formalna lub semi-formalna i takiego języka wymaga.

Dlatego ja również, choć lubię „essę”, nielitościwie zwalczam „sześćdziesionę” i uparcie poprawiam zaskoczonych uczniów za użycie niewinnego w ich mniemaniu – i tylko w ich mniemaniu – przymiotnika „zajebisty”, uświadamiając ich często po raz pierwszy w życiu, że to słowo jest wulgarne. Staram się nie (nad)używać takich słów jak „cringe” i choć z bliskimi przyjaciółmi zdarza mi się żegnać „nara”, a witać „siema” czy „elo”, nigdy nie powiedziałabym tak do swoich uczniów. Zdaję sobie bowiem sprawę, że używanie młodzieżowego slangu to broń obosieczna.

Z jednej strony wrzucone od czasu do czasu żartobliwie „Kto pytał?” czy „kropka nienawiści” może rozbić nudną strukturę lekcji, na chwilę rozbawić uczniów, przenieść ich na inny poziom dialogu.

Z drugiej strony zbyt częste używanie słów, które przecież naturalnie nie przynależą do naszego świata dorosłych, może sprawić wrażenie, że na siłę staramy się wyjść ze swojej roli pedagogów – autorytetów, do roli ziomków – kolegów młodych ludzi. A tych, choć często się chętnie widzi w swoim otoczeniu, nie zawsze się szanuje.

Gdy dodać do tego fakt, że młodzi ludzie bezbłędnie wyczuwają fałsz i nie dają się nabrać na boomerów, którzy nagle mają essę, wolę pozostać przy swoim języku – choć szczycę się tym, że świetnie rozumiem gwarę.

W końcu te wszystkie „itemy”, „lajki”, „hajsy” i „atencjuszki” są częścią świata moich uczniów. A rozumienie tych słów w pewnej mierze pozwala mi także zrozumieć ich.

Krótki słowniczek dla boomerów i dziadersów

Atencjusz – osoba, która szuka atencji, czyli chce zwrócić na siebie uwagę.

Boomer – osoba dorosła, która nie rozumie slangu i niektórych zachowań młodzieży; żartobliwym polskim odpowiednikiem „boomera” jest „dziaders”.

Enpecet (dosłownie NPC) – ktoś, kto zachowuje się nienaturalnie, dziwnie, jak postać z gry. Wyraz pochodzi od skrótu „non-player character”, czyli postać, którą nie można grać.

Kto pytał? – zależnie od intencji pytanie żartobliwe lub niegrzeczne, oznaczające brak zainteresowania komunikatem.

Prankować – robić komuś kawały, żartować z niego („Proszę pani, on mnie prankuje! Niech mu pani coś powie!”).

Skille – umiejętności, zwłaszcza w grach.

Sus – podejrzane (to słowo może być używane zarówno jako rzeczownik, jak i przymiotnik, np. „To jest bardzo sus, że nasza pani przyszła dziś w trampkach, chyba będzie próbna ewakuacja”).





Źródła:
  • „Łacina XXI wieku, czyli język współczesnej młodzieży”, Mateusz Groen, portal: trojmiasto.pl, dział Kultura, 2021 r.
  • „Nauczycielu, mów slangiem! – Język jako podstawowe narzędzie pracy pedagoga”, Milena Miałkowska – Kozaryna, Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej, 2020 r.

Lilka Poncyliusz-Guranowska
Nauczycielka języka angielskiego w Szkole Podstawowej w Pruszkowie. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, miłośniczka i propagatorka szeroko pojętych mediów. Autorka dziesiątek materiałów metodycznych dla uczniów i nauczycieli i dwóch książek do nauki języka angielskiego oraz dwóch książek poświęconych skutecznej komunikacji.
Egzaminator Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Warszawie; ambasador eTwinning w województwie mazowieckim.


Interesuje Cię ta tematyka? Przeczytaj również:

Najbardziej aktualne artykuły: