Lekcja w stylu slow z efektem WOW

Obserwuję pracę nauczycieli jako koleżanka z pokoju nauczycielskiego (również tego wirtualnego, bo w Polsce kwitnie międzyszkolna współpraca kreatywnych nauczycieli). Obserwuję ją też jako mama dwójki dzieci w wieku szkolnym. I obie te obserwacje prowadzą do konkluzji, że w naszym kraju pracuje wielu kreatywnych nauczycieli! Wbrew przedstawianej czasami w mediach wizji, rzesze pracowników oświaty nieustannie się kształcą, żeby uczyć nowocześnie. Ze swoimi uczniami robią lapbooki, pracują metodą flipped classroom, przygotowują escape roomy, pracują metodą projektową… Dzięki takiemu zaangażowaniu nauczycieli w wielu klasach po prostu nie sposób się nudzić. I to wspaniałe!

Ale w tym biegu za moderowanymi zajęciami dla naszych uczniów zdarza nam się (mnie na pewno ☺) zapominać, jak kreatywna i potrzebna bywa nuda. Może czas ją troszeczkę przywrócić do łask?

Lubimy wyobrażać sobie Isaaka Newtona, jak NUDZI SIĘ pod drzewkiem w słoneczny dzień i uderzony jabłkiem w głowę nie biegnie do szpitala, jak pewnie dziś miałoby to miejsce, ale wymyśla Prawo Newtona. Gdyby musiał przygotowywać lapbooka albo uczył się robić sketchnotki, zamiast pozwolić swoim myślom na nieskrępowane flow, które było źródłem Prawa Newtona, przeklinałby na czym świat stoi nauczyciela, który wymyślił lekturowe lapbooki… Zamiast – jak tradycja ojców naszych kazała – podyktować charakterystykę Papkina.

Brawa po „nudnej” lekcji

Powtórzmy to jeszcze raz. Niech wybrzmi w naszych przestymulowanych klasach. Nuda jest dobra, a nie każda lekcja musi „skrzyć się” fajerwerkami technologii i mienić inspiracjami z nauczycielskich forów. Pewnie, że kiedy przyjdzie zapowiedziany (albo i nie) gość z „nauczycielskiej góry”, bardziej doceni podskakującego w rytm skocznej (zbyt skocznej, jak stwierdzili zgodnie moi przestymulowani uczniowie) muzyczki Kahoota i zachwyci się chmurką stworzoną w Mentimeter. A na widok starannie przygotowanego w StoryJumper e-booka nie westchnie z politowaniem: „I po co Wam te wszystkie tablice interaktywne”. ale uczniowie od czasu do czasu, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiają, docenią zwykłą, tradycyjną lekcję, która pozwoli im posiedzieć w spokoju i uważności. Lekcję bez efektu i jednocześnie z efektem WOW.

Lubię przy tej okazji przywoływać historię, która zdarzyła mi się kilka lat temu w jednej z klas piątych. Jestem anglistką, do tego trenerką, więc na moich lekcjach często Bamboozle przenika się z Padletem, a Kahooty walczą o palmę pierwszeństwa z Quizizz. Każda z tych platform ma swoich zwolenników i przeciwników wśród uczniów. Na szkoleniach dla nauczycieli mówię o metodzie Bring Your Own Device i doszkalam się z tworzenia interaktywnych ćwiczeń. Moi uczniowie są przyzwyczajeni do lekkiego thrillu, który im towarzyszy na angielskim. A jednak pewnego dnia, przy okazji Halloween, nie wyjęłam z szafy kostiumu wiedźmy. Nie przebrałam się za kościotrupa. Uczniowie nie wyjęli telefonów i nie kręcili halloweenowych filmików. Nie uzupełniali ruchomych obrazków przy pomocy stworzonych do tego aplikacji. Nie tworzyli komiksów. NIE BAWILIŚMY SIĘ. Nie zabawiałam ich ja, jak to często na naszych (szczególnie nauczycieli języków obcych) lekcjach bywa. Nie starałam się być showmanką i nie rozpościerałam przed swoimi uczniami całego spektrum moich umiejętności w zakresie roleplayingu ani storytellingu.

W sumie nie potrafię powiedzieć, dlaczego. Może dlatego, że to był listopad. Może dlatego, że to była siódma lekcja i wszyscy byliśmy zmęczeni. A może dlatego – i w to chciałabym wierzyć – że na tej lekcji posłuchałam swojej intuicji i pozwoliłam się wsłuchać w ton klasy. Ton, który gdzieś tam w powietrzu wibrował: „Niech nam Pani da spokój. Niech nas Pani nie stymuluje”.

Poprosiłam, żeby oparli się wygodnie na ławkach i przez 45 minut opowiadałam o zwyczajach związanych z tym świętem w krajach anglojęzycznych. Mówiłam po polsku, co już na lekcji angielskiego daje mi malutki minus wśród pedagogicznych gwiazd. Nie stosowałam żadnych specjalnych technik retorycznych, choć ukończyłam dziennikarstwo i te techniki swego czasu miałam w małym palcu. Po prostu zwyczajnie opowiadałam o dyni, ziemniaku i pewnym Jacku. Najzwyczajniej w świecie opowiadałam, jak w czasach, kiedy ja chodziłam do szkoły, opowiadało 90% nauczycieli.

Kiedy skończyłam mówić, dzieci zaczęły bić mi brawo. Kilkoro krzyknęło: „Jeszcze! Niech Pani nie przestaje! Chcemy dalej słuchać!”. Zadzwonił dzwonek i nie słuchali dalej (zresztą baza legend w głowie też mi się skończyła ☺), ale ja sporo myślałam o tej sytuacji.

Nigdy wcześniej nie dostałam braw od swoich uczniów. Nie dostałam ich, kiedy zaprezentowałam im zagrożenia, które mogą nas spotkać podczas ferii (w ramach zajęć z wychowawcą) w postaci wypieszczonej prezentacji Genial.ly. Nie dostałam ich, kiedy uczyłam Pixtona, za znajomość którego jeden z chłopaków dostał nagrodę. Nie dostałam nawet za własnoręcznie przygotowaną grę planszową na temat różnic między Past Simple a Past Continuous. Wszystkie te pomoce moi uczniowie przyjęli z tym samym (umiarkowanym, delikatnie mówiąc) entuzjazmem.

Brawa dostałam za najzwyklejsze mówienie. Nie dlatego, że jestem szczególnie utalentowanym mówcą i mam piękny głos. Mam przeciętny głos i jestem takim samym mówcą jak inni nauczyciele. Historie też były ogólnie znane i pewnie ci sami uczniowie nieraz je słyszeli od nauczycieli, którzy uczyli ich wcześniej. Tu chodziło o coś innego. Oni nie musieli nic robić. Mogli się zrelaksować i słuchać, a ktoś mówił tylko do nich, dla nich i z całego serca.

W ramach eksperymentu zrobiłam to jeszcze w kilku innych klasach. Zorganizowałam całe lekcje, opowiadając historie, opowiadając o zwyczajach… Zwykłe, tradycyjne lekcje, prowadzone metodą podającą, która dziś bywa uważana za archaiczną. Wszędzie się podobała.

a_lekcja_w_stylu_slow_z_efektem_wow_LS_graf.jpg

Nisko angażujące czynności

Jaki z tego wniosek?

Nasi przestymulowani uczniowie od czasu do czasu potrzebują lekcji w modnym stylu slow. W języku psychologii ma to nawet swoją nazwę. Uczniowie potrzebują nisko angażujących czynności. Żeby odkryć swój potencjał, kreatywność, wykształcić w sobie potrzebę (na przykład dowiedzenia się czegoś), a przede wszystkim po prostu zwyczajnie odpocząć.

Przykład nisko angażującej czynności

Na lekcji języka angielskiego poświęconej przymiotnikom uczniowie wychodzą z nauczycielem w piękne okoliczności przyrody. Im piękniej jest dookoła, tym lepiej. Siadają na kocach/karimatach. Nauczyciel prosi, żeby rozejrzeli się dookoła i zanotowali w myślach, co im się podoba lub nie podoba w ich otoczeniu. Czy jest coś, co nie pozwala im czuć się w stu procentach komfortowo.

Następnie nauczyciel prosi o wypisanie na kartce wszystkich angielskich przymiotników, które kojarzą im się z miejscem, w którym przebywają. Zależnie od poziomu grupy może pojawić się nadprodukcja bardzo prostych słów typu „green” czy „dry”, ale to nie ma większego znaczenia. Jeśli nauczyciel da swoim uczniom wystarczająco dużo czasu, może trafić na perełki typu „rough” czy „sour”.

A nawet jeśli na nie nie trafi, cel takiej lekcji został osiągnięty. Mózgi uczniów mają szansę wyłączyć tzw. tryb domyślny*, co jest bardzo zdrowe dla higieny pracy.

*Tryb domyślny mózgu (brain default`s mode) to rodzaj ustawień fabrycznych tego organu. Mózg pozostaje w nim, kiedy pozornie nic nie robi, ale tak naprawdę myśli ciągle pracują (np. zastanawiamy się, co będzie za chwilę, jak nam poszło, co myślą inni ludzie itd.). Taka gonitwa myśli, nieobca też naszym uczniom, nie pozwala prawdziwie się zrelaksować, a tym samym sięgnąć do głębszych, odpowiadających za kreatywne myślenie zasobów. Dlatego od czasu do czasu warto dać uczniom szansę wyjścia poza tryb domyślny i przejścia w tryb flow (swobodnego przepływu myśli). Pozwala on usystematyzować już posiadaną wiedzę, „nacieszyć się nią”, znaleźć zastosowanie dla tej wiedzy w praktyce.

Chcesz przeprowadzić lekcję w stylu slow?

  • Pozbądź się oczekiwań. Nie podchodź do niej z założeniem, że będzie kolosalnym sukcesem. Prawdopodobnie jedynym sukcesem po wyjściu z klasy będzie to, że uczniowie subiektywnie poczują się lepiej. Ale niekoniecznie Ci o tym powiedzą.
  • Nie bądź dla siebie zbyt surowy(-a). Nie zakładaj, że skoro na lekcji nie było tworzenia animacji, to nie było fajnie. Czasem jest wystarczająco dobrze i to też jest dobrze.
  • Nie oczekuj na pochwały ze strony innych nauczycieli. Istnieją duże szanse, że mało kto doceni lekcję bez efektu WOW. Po prostu rób to, co uważasz za słuszne.
  • Pochwal samego siebie za to, co odważyłeś(-łaś) się zrobić. Nie rysowałeś(-łaś) całą lekcję wykresów poszczególnych czasów, a jednak ta lekcja była dobra. Naprawdę była dobra. Choć prawdopodobnie nigdy się o tym wprost nie dowiesz ☺.




Lilla Poncyliusz – Guranowska
Nauczycielka języka angielskiego w Szkole Podstawowej w Pruszkowie. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, miłośniczka i propagatorka szeroko pojętych mediów. Autorka dziesiątek materiałów metodycznych dla uczniów i nauczycieli i dwóch książek do nauki języka angielskiego oraz dwóch książek poświęconych skutecznej komunikacji.
Egzaminator Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Warszawie. Ambasador eTwinning w województwie mazowieckim.


Interesuje Cię ta tematyka? Przeczytaj również:

Najbardziej aktualne artykuły: